Jan Pospieszalski

Jan Pospieszalski

Voo Voo to dobra inwestycja:

intelektualna, moralna i finansowa

- Zacznijmy może od dość kontrowersyjnej tezy, z której wynikać będzie, że grupa Waglewskiego to kapela kultowa, jedna z najlepszych formacji polskiej muzyki rockowej. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale grupa z roku na rok mimo wielu mód mód i trendów w dalszym ciągu prezentuje to samo brzmienie co przed laty i jak się okazuje ma się dobrze, święci triumfy a płyty i koncerty zawsze sprzedaja się znakomicie
- Oczywiście stawiasz mnie już na samym początku rozmowy w dość niezręcznej sytuacji, bo zakładasz, że Voo Voo to grupa kultowa, czy wręcz wielka. To strasznie miłe stwierdzenie, jednakże na użytek publicystyki gazetowej wolałby mówić o bardziej obiektywnych rzeczach, używać bardziej konkretnych stwierdzeń.

Co w takim razie jest dla ciebie konkretem jeśli chodzi o Voo Voo?
Chyba przede wszystkim to, że kapela istnieje 11 lat. Konkretem jest to, że w ciągu tego okresu wydaliśmy bliżej nie określoną liczbę płyt, która waha się między liczbą 15, a 18, bo jeżeli do dyskografii doliczyć nasz udział w realizacjach nie sygnowanych nazwą to kolekcja robi się imponująca. Mam tu na myśli płyty
"Wielka zadyma w środku zimy" i "Kolędy Pospieszalskich", na których zagrał praktycznie cały skład "Voo, Voo".

I tu chyba tkwi fenomen muzyków, który na co dzień zajmują się różnymi realizacjami muzycznymi, jednak zawsze znajdą czas, by nagrać coś wybitnego razem. Nie mam mowy o zaniedbaniu czy wręcz zaprzepaszczeniu tego co kiedyś przed jedynastoma laty udało wam się w skrzesić. Co kieruje tą decyzją, by spotkać się po raz kolejny w studiu.
Nie jesteśmy w stanie zignorować, czy zaniedbać pewnego kontaktu, który zawiązał się między nami. Jest to kontakt z jednej strony intelektualny, z drugiej zaś emocjonalny. Można szukać tu kontekstu, że każdy z nas ma różne rodowody, ale generalnie wszyscy mamy w swojej biografii epizod związany z jazzem. To właśnie jazz spowodował, że każdy z muzyków chętnie zawiera pakty muzyczne i wie, że wspólne granie zwłaszcza na żywo z elementami improwizacji i otwartości jest czymś naprawdę znaczącym.

Chodzi tu zapewne o to, że każdy z was czerpie przyjemność ze słuchania się nawzajem.
Na pewno. Z kompozycji "Voo Voo", a zwłaszcza z naszych koncertów bije pewna radość i manifestacja jak ja to nazywam realnej niechęci go grania aranżowanych rzeczy. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z frywolnym i niechlujnym graniem. Z obserwacji innych moich zespołów, czy też rynku muzycznego zauważyłem i wiem, że koledzy również przeżywają pewne zmęczenie materiałem i znużenie grania tego samego w kółko. W takich sytuacjach zazwyczaj dochodzi do sytuacji kryzysowej, kiedy to ciężko jest tknąć w muzykę prawdziwy żywioł. Wtedy zazwyczaj nie ma mowy o emanowaniu pewną energią, którą z muzyki emanuje prosto na scenę, a następnie w publiczność.

W innym przypadku istnieje niebezpieczeństwo odwoływania się do stałych fragmentów gry?
Dokładnie. Stałe fragmenty gry, stałe spektakularna, wystudiowane efekciarstwo to właśnie to co wszystkich muzyków zabija. I teraz, po tym wprowadzeniu będę mógł oficjalnie niezgodzić się i zaprotestować przeciwko twojemu stwierdzeniu, że grupa ciągle gra tak samo i niewiele się tu zmienia. Nie wiem, co rozumiesz pod pojęciem tak samo. Bo jeśli rzeczywiście miało by być tak samo, to dawno byśmy się ze sobą pożegnali.

Może rzeczywiście pod pojęciem tak samo bardziej chodziło mi o spontaniczne i radosne nastawienie do muzyki mimo że minęło już tyle lat...
Jeśli tak. To dobrze. Przyznam, że jesteśmy już stare dziady, dawno po czterdziestce, ale w dalszym ciągu wydaje nam się, że muzyka, a zwłaszcza kontekst "Voo Voo" daje nam w dalszym ciągu szansę odkrywania czegoś nowego. Tajemnica i energia tkwiąca w tej grupie daje nam tę motywację do grania, bo jeszcze wszystko przed nami.

Tej energii i tajemnicy chcieli dostąpić też i inni muzycy rockowi biorący udział w sesji "Najlepsi śpiewają grają "Voo Voo". Płyta znakomita, aranże świetnie dobrane, a kult "Voo Voo" w dalszym ciągu żywy.
Projekt powstania tej płyty nie miał nic wspólnego z reklamowaniem się grupy. Miał wprawdzie kilka źródeł, a jedno z nich to sugestia Waglewskiego. Wojtek przez tyle lat śpiewania w "Voo Voo" nigdy nie traktował siebie jako dobrego wokalisty. Mówił zawsze o sobie, że jest facetem który podaj tekst, albo go opowiada, albo mruczy. Istniał zawsze ciekawość, która zresztą była poprzedzona kilkoma eksperymentami, czy to w Jarocinie z Janerką, czy Adasiem Nowakiem i Martyną Jakubowicz, by sprawdzić jak zaśpiewają to prawdziwi wokaliści. Zresztą w jednym studiu spotkali się ludzie nam bliscy albo stylistycznie albo po prostu duchowo. Piosenki zabrzmiały trochę inaczej, ale w każdym razie projekt udał się. Słysząc jak śpiewa Grzesiu Turnau ma się wrażenie, jak gdyby te utwory były pisane specjalnie dla niego. Jest sporo dobrych trafień: Nosowska, Kayah.

Czyli jednak udało mi się wypunktować fenomeny "Voo Voo". Brakuje mi jeszcze osoby mistrza...
Wojtek Waglewski funkcjonuje w tym wszystkim jako rodzaj artysty osobnego. Z moich obserwacji branży wynika, że wielu naszych kolegów, którzy są liderami grup zaczynają ekspoatować się w mediach na "maksa". Ich stwierdzenia, czy poglądy na życie zaczynają być co raz częsciej publikowane czy wygłaszane publicznie. Stają się autorytetami moralnymi, zwłaszcza dla młodych ludzi, lub animatorami jakiś dziwnych nie pasujących do nich działań. Często sami o tym nie wiedząc, stają się ekskluzywnymi ozdobami uroczystości i imprez. Wojtek tego nie robi. Wojtek nie idzie na kompromis. Wojtek nie bierze udziału w sytuacjach niezręcznych.

Ale to właśnie on staje się dla młodzieży pewnym wyznacznikiem moralnym, jest popularny i cieszy się szacunkiem
Może właśnie na tym polega jego wielkość, że nie zabiegając o popularność po prostu ją ma. Myślę, że wynika to z tego, że słuchacze "Voo Voo" ukuli osobie taki pogląd na podstawie tekstów Waglewskiego, w których widać jego postawę życiową. Waglewski to taki facet, który mimo wątpliwości ma swój kodeks życiowy i zasady. A to na dzisiaj dużo.

I właśnie dlatego na wasze koncerty przychodzi zawsze nadkomplet. Z tym, że chyba wyciągacie tylko pewien wycinek słuchaczy, Tych bardziej wrażliwych, tych zasłuchanych w teksty Waglewskiego.
Nie. Jest odwrotnie. My nikogo nie wyciągamy. To ludzie do nas lgną, na kilometr czując prawdę, poważne traktowanie i szacunek płynący z sceny. Ludzie widzą, że my naprawdę bawimy się tym co robimy i wzbudzamy zaufanie. Stają się uczestnikami pewnego wydarzenia artystycznego, które dla nas też jest wielką frajdą. Poza tym pieniądze wydane na nasze płyty czy koncerty to zawsze dobra inwestycja.

Dziękuję za rozmowę.
webmaster
© 2002 Kucica